Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
|
Weszła w ciemną uliczkę. Nie bała się. Cokolwiek mogłoby ją tu spotkać, z pewnością nie było groźniejsze od tych, z którymi ostatnio spędzała tak wiele czasu. Dotarła aż tutaj... Może w końcu znajdzie swoje miejsce.
- Witam. Nazywam się Shila vi Asuritte i jestem Muzą Miecza kręgu 77 i zarazem Sztyleciarką na chwilę obecną kręgu 63. Zgłaszam swoją kandydaturę do Gildii Złodziei.
Zamieszczam wszystko wedle wskazówek Arcyzłodziejki Vermore.
Przez chwilę zastanawiała się od czego zacząć.
*Tło muzyczne*
-Należałam do jednego z elfich Wysokich Rodów, z którego chyba już dawno mnie wydziedziczono. Nie wiem.. Od wielu, wielu lat nie miałam kontaktu z tego, co kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką mogłam zwać domem. Moi rodzice... Czy byli moimi rodzicami? Rozmawiałam kiedyś z pewnym kapłanem... On opisał to wszystko całkiem inaczej... - podjęła swoją opowieść, pozwalając, by wspomnienia wypełniły jej umysł słowami.
__________
W mrocznych czeluściach Otchłani zabłyszczały dwa złote punkciki. Ktoś go wołał... Ktoś go przyzywał... Ktoś bezczelnie chciał go zbudzić...
Uśpiony od tak długiego czasu mógł nareszcie przebudzić się ze snu. Przeciągnął się rozprostowując szeroko czarne niczym noc skrzydła. Już zamierzał wydostać się z tego Planu, kiedy nagle przed nim pojawiła się srebrna linia powoli rozszerzająca się i przeobrażająca się we wrota.
"Nie dość, że wezwany to jeszcze Bramę mi otwierają" - pomyślał i uśmiechnął się paskudnie. Mrużąc oczy dojrzał po drugiej stronie jakąś kobietę. Z pewnością była elfką. Do tego piękną elfką... Uśmiechnął się drapieżnie oblizując lubieżnie wargi. Kobieta wzywała nieustannie jego imię. Stała w sali, zdobionej elfimi ornamentami. Całe pomieszczenie oświetlały jedynie promienie sześciu świec tworzących krąg, który miał zatrzymać przyzywanego demona. Istota spojrzała na krąg, potem ponownie na czarodziejkę... Coś było nie tak... Złote oczy zabłyszczały złowrogo i pożądliwie.
"Ups... Pomyłka Maleńka" - mruknął pod nosem z zadowoleniem. Przeobraził się w jasnego elfa - w końcu kogoś takiego się spodziewała - i bez wahania przeszedł przez Bramę...
Niecierpliwiła się. Ileż można czekać..? Tak wiele sił ją to kosztowało. Ale musiała go wezwać, tylko on mógł pomóc. Powtarzała wciąż jego imię, wzywając go do siebie. W końcu w przejściu pojawiła się jakaś sylwetka.. Gdy
mężczyzna przeszedł przez Bramę, ta zamknęła się za nim, a krąg zyzwania na ziemi rozjarzył się bladoczerwonym światłem. Zdziwiła ją taka reakcja magicznych znaków, jednak uznała to za zwykły przypadek. Zlustrowała przybysza wzrokiem, stał przed nią wysoki, jasny elf o długich białych włosach i oczach koloru płynnego złota. Źrenice jego były pionowe niczym u kota.
"Tak, to z pewnością on" - pomyślała.
- Witaj Panie, wybacz, że nakazałam Ci tak nagłe przybycie jednak...- zaczęła.
Przybysz wpatrywał się w nią uważnie, zachowując kamienną twarz.
- ...sprawa jest bardzo poważna i niecierpiąca zwłoki...
Mężczyzna uśmiechnął się ujmująco.
- Ależ wiem o co chodzi i rozumiem, że potrzebowałaś mnie abym pomógł - powiedział cicho.
Elfka zmarszczyła lekko brwi, zdziwiona, że wezwany nie użył słowa "Pani", przecież teraz był w jej mocy... Istota postąpiła krok naprzód zbliżając się do granicy kręgu, który zabłysnął mocniej światłem.
- Co Ty.. Nie zezwoliłam Ci... - Elfka otworzyła oczy szeroko, dopiero teraz zdając sobie sprawę ze swej pomyłki. Cofnęła się szybko parę kroków. - Ty.. Nie jesteś tym kogo chciałam wezwać...
- Oh naprawdę? Jakże jedna literka w inkantacji imienia wiele zmienia, prawda? - Elf uśmiechnął się ujmująco.
Przekroczył magiczne znaki które zapłonęły żywym ogniem i po chwili wygasły, pozostawiając na posadzce czarną wypaloną linię. Spokojnym krokiem zbliżał się do czarodziejki. - Wiem w czym potrzebna Ci pomoc, jednak wezwałaś nie tego kogo trzeba Maleńka... - zamruczał gardłowo.
Elfka wycofała się pod samą ścianę, wiedząc jak bezbronna jest wobec potęgi przybysza. Demon w postaci elfa podszedł do niej, wciągnął głośno powietrze chłonąc jej zapach. Położył dłoń na brzuchu kobiety...
- Nie martw się... Sprawię, że będziesz mogła mieć dziecko... - wyszeptał jej do ucha z drapieżnym uśmiechem, przesuwając palcem po policzku kobiety. Czarodziejka stała jak sparaliżowana, spojrzenie zatapiając w złotych oczach elfa. Mężczyzna pocałował ją mocno, niemal brutalnie, próbowała odepchnąć go od siebie, nie była jednak w stanie. Czuła się coraz bardziej bezsilna, jakby życie uciekało z niej powoli...
A potem była już tylko ciemność.
***
Pierwsze poranne promienie słońca wpadły przez okno, zatrzymując się na szerokim łożu. Wśród gęstej, białej niczym śnieg pościeli spoczywała elfka o skórze niewiele różniącej się kolorem od posłania. Mamrotała coś cicho przez sen, marszcząc lekko brwi. Drzwi do sypialni uchyliły się cicho. Do komnaty wkroczył wysoki, jasny elf. Lekka zbroja w odcieniach zieleni pasowała do barwy jego oczu. Niósł tacę z misą pełną świeżych owoców oraz dzbankiem źródlanej wody.
- Nieeeeeee...!!! - ciszę poranka przerwał rozdzierający, pełen rozpaczy krzyk. Elfka nagle poderwała się z posłania.
Drżała na całym ciele... Szybki oddech... Rozbiegane spojrzenie...
Mężczyzna podbiegł do łoża, postawił tacę na pobliskiej szafce i objął żonę, które momentalnie przylgnęła do niego, jej ramionami wstrząsał szloch.
- Ciiiii... Kochana... To tylko zły sen... Znowu on? - zapytał szeptem.
Elfka przytaknęła. Ledwie trochę się uspokoiła, z drugiego końca pokoju dobiegło ciche kwilenie niemowlęcia. Wstali oboje i podeszli do kołyski. W środku leżało elfie niemowlę. Dziewczynka. Illia uśmiechnęła się delikatnie mimo woli. Wyciągnęła dłoń i dotknęła chłodnymi palcami policzka małej. Dziecko ucichło momentalnie i spojrzało na parę. Solethil przytulił w milczeniu żonę, której oczy zalśniły łzami. Niemowlę w kołysce było bardzo podobne do swej matki. Ten sam kolor skóry, ten sam kolor włosów, te same szlachetne rysy twarzy. Jedynie oczy odróżniały ją od rodziców. Ani błękitne, ani zielone... Oczy koloru płynnego złota o pionowych - niczym u kota źrenicach.
- Dlaczego... Dlaczego musiałam się pomylić? - szepnęła Illia do męża, gładząc palcami policzek dziecka.
- Najważniejsze, że żyje... Pamiętaj co powiedział Tahlemar.
- Tak... "Krew demona uwolni się, gdy przełamane zostaną pieczęcie przeze mnie nałożone. A stanie się to z dniem, gdy jej ręce splamione zostaną krwią drugiej osoby"[i] - wyrecytowała Solethilowi słowa kapłana.
- [i]Właśnie, zadbamy, by Eva przyjęła ją na służbę.
- Chcesz, by została kapłanką? - zapytała niepewnie Illia.
- Tak. Tak będzie najbezpieczniej. Najmniejsze ryzyko, że w świątyni przyjdzie jej walczyć...
Kobieta zamyśliła się.
- Chciałam, żeby zaopiekowała się potomkiem moich jednorożców. Ale chyba masz rację kochany... Tak będzie najlepiej.
Pochyliła się nad dzieckiem i złożyła na jego czółku delikatny, czuły pocałunek.
- Zostaniesz kapłanką, Shilko - szepnęła cicho.
Od tamtego poranka minęło parę lat. Illia i Solethil z zadowoleniem obserwowali jak Shila rośnie. Jej oczy dzięki mocy Tahlemara przeszły w zielone, a źrenice przybrały normalny kształt. To tylko sprawiło, że jeszcze bardziej przypominała swoją matkę. Ze względu na urodę po niej odziedziczoną budziła podziw wśród wielu mężczyzn, mimo, że wciąż była dzieckiem. Jednak na nieszczęście swych rodziców, charakterek miała po ojcu. A to niweczyło wszelkie próby zrobienia z niej kapłanki - niestety rodzice początkowo nie zdawali sobie z tego sprawy...
Młodziutką elfkę posłano na nauki do Świątyni Evy. Ale już trzeciego dnia zaczęły się problemy...
- Maamoooo... - rozległ się przed Świątynią błagalny jęk - Ja nie chcę...
- Shila, to dla Twojego dobra - Illia pozostawała niewzruszona, prowadząc córkę za rękę.
- Maamoooo... Tam jest nudnooo... Ja chcę do kolegóóów... - jęczała dziewczynka, próbując wyswobodzić się z ścisku mamy. - Tam... Jest... Nudno!
Gwałtownym ruchem wyszarpnęła rękę z matczynej dłoni, odwróciła się i ruszyła biegiem w stronę bram wioski.
- Shila! Wracaj tu natychmiast! - wołała za nią matka. - Shila! Shi... Ehh... - machnęła zrezygnowana ręką i sama weszła do Świątyni.
To samo działo się przez kolejne dni. Aż w końcu rodzice pogodzili się z faktem, że z Shili kapłanki nie zrobią...
***
Z prawej strony wielkiej sali wejściowej doszły ją jakieś dźwięki. Zastrzygła uszkami i skierowała się w tamtą stronę. Weszła w szeroki korytarz, gdzie odgłosy walki i krzyki nasiliły się. Przejście kończyło się szerokimi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Były lekko uchylone. Zajrzała przez szczelinę. Na widok tego, co ujrzała, jej oczy zabłyszczały ciekawością, a na ustach zarysował się leciutki uśmieszek. Uchyliła bardziej drzwi... Skrzypnęły lekko. Ale żaden z ćwiczących elfów nie zwrócił na to uwagi pośród zgiełku uderzających o siebie kling ćwiczebnych mieczy. Wślizgnęła się cichutko do sali, niezauważona przez nikogo. Przemknęła pod ścianą, zbliżając się do stojaka na broń. Sięgnęła po najbliższy miecz...
- Ekhm...!
Odwróciła się gwałtownie, omal nie wpadając na stojak.
- Shila... - stał przed nią jej ojciec, opierając dłonie na biodrach - Co ty tu robisz? - westchnął zrezygnowany, patrząc na córkę z mieszaniną troski i pobłażliwości.
Zmarszczyła lekko nosek, niezadowolona, że ktoś ją przyłapał.
- Cały dzień uciekam przed mamą - mruknęła patrząc w podłogę - Każe mi siedzieć w bibliotece i powtarzać jakieś głupie formułki... Bieganie z chłopcami już mi się znudziło... A dziewczyny nie potrafią nic ciekawszego jak plotkować i zaplatać warkoczyki jednorożcom - prychnęła z politowaniem i spojrzała na ojca błagalnie - Nie powiesz im, że tu jestem.. - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
Solethil westchnął i wydał parę rozkazów ćwiczącym w sali wojownikom.
- Dobrze.. Tylko zdradź mi czego tu szukasz? - zapytał obawiając się już, co tym razem mogła wymyślić.
- W sumie... To... To wiesz... Są dwa powody - zaczęła wymijająco i rozejrzała się uważnie po sali, wyraźnie czegoś szukając.
- Taaaak? - ujął jej podbródek i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Była piękna, już teraz dorównywała urodą matce, choć jej sylwetka ledwo zaczęła nabierać kobiecych kształtów. Aż się bał myśleć, co będzie dalej.
- No bo.. Sireleigh mówił, że tu ćwiczy i... myślałam, że go spotkam.
Solethil roześmiał się.
- Oh tato! Proszę. Nie mów mamie. Wiesz co ona powie.. Że ja mam się uczyć, że jestem za młoda, że przyszły łucznik to nie partia dla czarodziejki, że mam się nie wygłupiać... Ale ja nie będę czarodziejką tato... Nie chcę... To jest nudne. Łucznictwo też jest nudne, ale on jest taki mmmm.... Oh tato... Proszę, proszę, prooooszęęęęę... - Uśmiechnęła się czarująco.
Elf jeszcze chwilę pozostawał pod wrażeniem słowotoku córki.
- Eee... Tak... Nic nie powiem mamie. Sireleigha nie ma. Wysłałem go dziś z patrolem. Usiądź na ławce i poczekaj aż skończy się trening - odwrócił się i wydał kilka kolejnych poleceń.
Shila posłusznie usiadła na ławie, obserwując ćwiczenia. Widziała elfów walczących na różne sposoby. Jedni używali długich ćwiczebnych mieczy i tarcz, walcząc między sobą. Łucznicy strzelali do tarcz. Walczący sztyletem próbowali trafić w kolorowe oznaczenia na manekinach, odpowiadające szczególnie wrażliwym częściom ciała. Przyglądała się wszystkim po kolei, uważnie studiując ich ruchy.
Gdy była młodsza chciano z niej zrobić kapłankę. Nie udało się zaciągnąć jej do Świątyni to próbowano szkolić ją na czarodziejkę. Z początku w Bibliotece było nawet ciekawie. Uwielbiała czytać legendy i opisy wielkich bitew. Jednak gdy przyszło do teorii magii... Tego nie była w stanie przełknąć. W ogóle nie była w stanie przełknąć czegoś do czego się ją zmuszało. Znacznie częściej można więc było przyłapać ją na harcach pośród polan i drzew niż nad książkami. Lecz przez cały ten czas zadawała sobie w głębi duszy pytanie, kim tak naprawdę chce zostać... Co chce robić... Nie zdawała sobie z tego nawet sprawy, ale ciągle szukała swego przeznaczenia i dopiero teraz uświadomiła to sobie. Wiedziała dlaczego poczuła taką radość, gdy tylko zajrzała do tej sali. To właśnie tu zaczynała się jej droga. To drogą wojowników - nie magii - pragnęła podążać...
Na takich rozmyślaniach i obserwacji wojowników - dopiero teraz ze zdziwieniem zauważyła, że nie ma tu ani jednej kobiety - minęła jej reszta treningu.
Zachodzące słońce rzucało ponad lasem ostatnie promienie, wpadając do opustoszałej sali i zalewając ją ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Gdy wszyscy wyszli ojciec podszedł do niej i usadowił się obok. Spojrzała na niego. On uśmiechnął się do niej.
- Więc mówisz, że... czarodziejką też być nie chcesz? - zapytał wyraźnie rozbawiony.
- Nie tato - powiedziała spokojnie - To nie jest przyszłość dla mnie, ale obawiam się, że mama nie zrozumie - westchnęła cicho.
- Więc kim chcesz zostać? - zapytał ojciec, uśmiechając się ze zrozumieniem.
Spojrzała mu w oczy, a determinacja w jej spojrzeniu zdziwiła go.
- Chcę zostać wojowniczką. Chcę walczyć orężem, ramię w ramię z innymi... - powiedziała spokojnie, pewnym siebie tonem.
- Wiesz, że to będzie trudne?
Przytaknęła.
- Wiele dni przygotowań i wyczerpujących treningów, żebyś w ogóle mogła mysleć o Akademii. - powiedział cicho, przyglądając się z troską córce.
- Tato, ja tego naprawdę chcę... I zrobię wszystko... I wszystko zniosę, bo to jest to czego pragnę...
- Za bardzo mnie przypominasz - roześmiał się. - No cóż... Trzeba to jakoś powiedzieć twojej matce i...
W tym momencie drzwi otworzyły się i do sali wpadł zdyszany Sireleigh.
- Salve Panie.. Uff.. Wybacz Panie, że tak późno, ale po drodze nadzialiśmy się na gobliny - skrzywił się lekko.
- ... i znaleźć ci nauczyciela. - szepnął i mrugnął porozumiewawczo do córki. - Salve Sireleighu, tak bywa. Ale mam karę dla Ciebie - uśmiechnął się kącikiem ust.
- Eee.. Karę? - młody elf zaniepokoił się. - Przecież słońce ledwie zaszło. Nie było to duże spóźnienie i...
- Spokojnie - Solethil roześmiał się. - Przydzielę ci ucznia... W sumie uczennicę.
Shila wstała i podbiegła do Sireleigha, ten porwał ją w ramiona i uściskał czule.
- Musisz przygotować Shilę do wojowniczego fachu, tak, by mogła dostać się do Akademii.
Shila wyszczerzyła ząbki w stronę swego przyszłego nauczyciela.
- Yyy.. Panie, wiesz jak trudno przeforsować kobietę do Akauuuu.. - zawył z bólu, gdy elfka wsadziła mu łokieć pod żebro. - To znaczy. Ależ tak. Oczywiście. Zajmę się jej treningiem.
Shila podskoczyła radośnie, klasnęła w dłonie, podbiegła do ojca i ucałowała go w policzek.
- Jesteś wielki! - zawołała wybiegając z sali i ciągnąć za rękę lekko zdezorientowanego Sireleigha.
***
Ręka drżała jej już z wysiłku. Po raz kolejny sięgnęła za siebie, musnęła palcami strzały, wybrała jedną i nałożyła na łuk. Odciągnęła cięciwę, mierząc w cel... Lotka musnęła jej policzek. Olbrzymim wysiłkiem woli opanowała drżenie zmęczonych mięśni. Zmrużyła lekko oczy, wstrzymała oddech, puściła... Dźwięk zwalnianej cięciwy i cichy świst strzały przerwały ciszę gorącego popołudnia. Elfka uniosła sceptycznie brew, spoglądając na Sireleigha podbiegającego do tarczy. Jakże przemożna była chęć wycelowania kolejnej strzały w niego...
- Świetnie! Sam środek! - powiedział radośnie, wracając do niej - Chyba w końcu znalazłaś coś dla sie...
- Daj spokój... - syknęła przerywając mu - Trafiam tą cholerną tarczę cztery cholerne razy na dziesięć, w tym raz w cholerny środek...
Zaskoczył go ten ton.
- Moja droga, sztyletem trafiałaś poprawnie siedem razy na dziesięć i też było źle. - powiedział tym swoim mentorskim tonem, którego nienawidziła - Też ci się nie podobało. Zdecyduj się w końcu na coś.
Spojrzała na niego spode łba i przewiesiła łuk przez ramię.
- A dlaczego na przeklętą Shilen chcesz zrobić ze mnie na siłę sztyleciarkę czy łuczniczkę?! Czemu nie dasz mi choćby spróbować walki mieczem? Włócznią? - wyrzuciła z siebie, starając się nie podnosić głosu.
- Shil - delikatnie położył dłonie na jej ramionach spoglądając jej w oczy - Chcę żebyś dostała się do zwiadu, bo wtedy będziemy mogli wspólnie patrolować okolicę i dbać o dobro wioski, a ja będę mógł mieć cię na oku. - uśmiechnął się ciepło, spoglądając na nią z uczuciem. Normalnie to spojrzenie sprawiłoby, że nogi ugięłyby się pod nią. Ale nie tym razem. Miała dość.
- Mhm, tak, jasne. Bo ty tak chcesz, bo ty tak sobie poukładałeś. A ja mam to grzecznie spełnić, bo musi być po twojemu. Zapomnij! Nie będę sobie wybierała profesji według czyjegoś upodobania. Chcę robić to, co będzie mi sprawiało przyjemność! I pewnie nawet nie przyszło ci do głowy, że mogę mieć większe ambicje niż patrolowanie lasów! - wyrzuciła z siebie szybko, by nie zdołał jej przerwać - Ja wracam. - odwórciła się na pięcie i ruszyła w stronę wioski.
- Shila, stój. - powiedział spokojnie i tak chłodno, że aż ciarki przeszły jej po plecach.
Odwróciła się i zobaczyła jak zmierza w jej kierunku. Zatrzymał się przed nią, spoglądając jej bacznie w oczy. Nie odwróciła wzroku, zdecydowana postawić na swoim.
- Robię to, co nakazał mi twój ojciec. Szkolę cię, byś miała chociaż szansę dostać się do Akademii. To ja oceniam co dla Ciebie najlepsze. Jesteś kobietą, miecz wymaga więcej siły, więcej treningu, więcej wysiłku, nie poradzisz sobie. Ja podlegam twojemu ojcu, ty mnie i będziesz robiła co ci każę.
Wpatrywała się w niego z mieszaniną złości, niedowierzania i odrazy. W końcu wypowiedziała tylko jedno słowo:
- Zapomnij... - ponownie ruszyła w stronę wioski.
- Shila! - tym razem słyszała złość w jego głosie.
Spojrzała za siebie nie zatrzymując się.
- O mnie też zapomnij... - rzuciła chłodno.
Patrzył za nią osłupiały.
Szła przed siebie szybkim krokiem, a złość tylko dodawała jej energii...
Było mu trochę żal, ale w gruncie rzeczy... Nie ta, to inna. A tych innych sporo było...
Nie czuła zmęczenia po wielogodzinnym treningu, ale siłą woli powstrzymywała łzy cisnące się jej do oczu.
__________
- I wtedy uciekłam z domu. A potem już nigdy nie wróciłam. Nikt mnie nie chciał zrozumieć, nie próbował nawet... Próbowali zrobić ze mnie nieszkodzliwą, posłuszną istotkę. Nie udało im się. Nie mogłam na to pozwolić. Chcieli zamknąć dzikiego kota w klatce. Zniszczyć jego duszę... - cień bólu przemknął przez jej twarz - Ale ponieśli porażkę. Stracili kogoś, kogo kochali jak córkę... I pomyśleć, że nigdy nią nie byłam.
Uśmiechnęła się lekko.
- Przez jakiś czas uczyłam się sama. Nie potrzebowałam Akademii, by być kimś. Któregoś dnia trafiłam na księgę, która mówiła o pewnej rzadkiej umiejętności. O władaniu magią pieśni. Czytałam o paru osobach, które próbowały się nią posługiwać... Uznałam, że to właśnie to. Że to jest coś dla mnie... Szukałam wszelkich wskazówek ku ścieżce Pieśniarza Klingi. I w końcu, gdy ogarnęło mnie już zwątpienie i gdy ciążyła mi samotność, stałam się członkinią Equinoxe. Spędziłam z nimi wiele czasu, wiele chwil dobrych i złych, wielu radościom i wielu smutkom dałam początek. Aż w końcu odeszłam... Trafiłam do Mjolniru. Kolejne miejsce, gdzie szukałam rodziny, której nigdy nie miałam i przyjaciół, których zawsze lubiłam mieć wielu. Tam poznałam na przykład Razzka. Potem Vilitha... - uśmiechnęła się.
- I wtedy też moje dziedzictwo dało o sobie znać. Gdy podczas wojny udało mi się sprowadzić śmierć na wroga...
Powróciły wspomnienia.
__________
Cichy szept wiatru kołysał ją do snu... A potem śniła.
Śniła o spacerze po polach zalanych srebrnym światłem księżyca...
Śniła o biegu po lesie skąpanym w mroku nocy...
Śniła o walce, o radosnym śpiewie miecza...
Śniła o krwi...
Śniła o śmierci...
Upajała się krwią i śmiercią.
A potem budziła się...
Cała obolała jak po wielu godzinach walki, z dłońmi i mieczem unurzanymi w krwi...
Zawsze po przebudzeniu płakała długo, nie mając pojęcia co się z nią dzieje. Nie chciała niczyjej pomocy, nikomu nawet nie powiedziała. Po co miała ich narażać.
A potem pojawił się on. Nie dbał o niebezpieczeństwo... Nie musiała już być sama. To dzięki niemu dowiedziała się, co się z nią dzieje i czym się staje... I to dzięki niemu nie stała się tym.
Ich spojrzenia spotkały się. Jego, czyste niczym błękit nieba i jej, niczym płynne złoto. Uśmiechnęła się paskudnie, obracając w dłoni miecz. Okrążali się, w oczekiwaniu na to, kto pierwszy zrobi ruch... Wtedy on rzucił sztylet na ziemię i upadł przed nią na kolana.
- Zrób to. - powiedział cicho, pochylając głowę.
Uniosła brwi zdziwiona, rozczarowana, że nie pobawi się z myszką. Ale podeszła, uśmiechając się drwiąco. Położyła miecz na jego karku. Czekała aż elf podniesie głowę i spojrzy jej w oczy przed swoją śmiercią. A gdy ujrzała spojrzenie tych niesamowicie błękitnych oczu, przepełnionych bólem i tęsknotą, poczuła, że nie może się ruszyć.
- Nie pozwolę Ci odebrać jej światu. - szepnął bez cienia strachu. - Odejdź i daj jej spokój. - Po czym głośniej dodał. - Zabij mnie, jeśli potrafisz Shil...
Miecz wypadł z dłoni elfki i upadł obok sztyleciarza. Osunęła się na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Gdy spojrzała na niego, błagając o przebaczenie, on tylko przytulił ją...
__________
- Spotkałam też brata. Nie wiedziałam, że mam brata... A to tylko potwierdza prawdziwość słów kapłana. Kto inny jest moim ojcem... Xamerith obiecał, że kiedyś się tym zajmiemy. Kiedyś poznam prawdę... Po Mjolnirze działo się tak wiele. Własny Fenrir, potem More Maiorum... Potem na długi czas odeszłam daleko, szukając szczęścia gdzie indziej. Nie powiodło się. Na wezwanie przyjaciół z przeszłości wróciłam. Pomogłam im stworzyć własną oazę spokoju, wedle ich planów i wskazówek. Ale to nadal nie było to, czego pragnęłam. A potem zaczęłam coraz więcej czasu spędzać z Wami... I oto jestem. Jeśli mnie przygarniecie, to może uda mi się w końcu znaleźć to, czego szukam już tak długo...
Skłoniła się lekko, kończąc opowieść.
Rycina z komnaty snów:
[link widoczny dla zalogowanych]
Jak widać wiele wcieleń nie posiadam. To maleństwo w tle, to Nyanko, czasem jak czegoś potrzebowałam to mi pomagała, ale bardzo rzadko. Jestem zbyt przywiązana do swego elfiego wcielenia.
Moja postawa zależy od nastroju. I tak na większość polowań ostatnimi czasami chadzałam z Wami. Nie jest jednak dla mnie wielkim problemem znaleźć sobie towarzystwo. Co nie zmienia faktu, że polowanie z klanem przekładam nad inne... Podejście ja swoje, klan swoje, jest mi kompletnie obce. Lubię angażować się w to co robię.
Przybywam właśnie do Was, bo... tak! Bo robię to co lubię i na co mam ochotę. Ale przede wszystkim jestem tu dla Was. Bo uwielbiam bawić się z Wami. Czy jestem złodziejem..? Może złodziejem czasu niektórych. A tak.. To nie próbowałam.
Sprzęt...
Komplet ciężkiego Talluma i lekkiego Kryształu.
Miecz Mrocznej Klingi i Sztylet Demonów.
Biżuterię w połowie Tateossian, w połowie Feniks. I trochę Czarnej Rudy na Sztyleciarkę.
Poza tym dla wygody - tunika Koszmaru, Majestatu, Zagłady.
Komplet szat Avadon.
Miecz Valhalli.
Sztylet Mrocznego Krzyku.
I próbuję odzyskać komplet Karmian i Homunculusa.
To chyba wszystko.
Czy są jeszcze jakieś dodatkowe pytania, które chcielibyście mi zadać?
Post został pochwalony 0 razy
|
|